KRZYWOSTAN POBOJOWISKA

Wielką sztuką jest pozbieranie siebie i swojego świata do zbioru elementów jakoś uporządkowanych. Po upadku królestwa przemocy wokół ofiary rozciąga się rozległy teren, opustoszała przestrzeń, w której fruwają zgliszcza iluzji i strzępki emocji. W pierwszym miesiącu nie ma raczej opcji na jakiekolwiek sprzątanie i nawet jeśli ofiara jest nadzwyczaj silna, wtedy jest tak samo pochłonieta chaosem jak każda inna. Ja podobno należę do tych silniejszych, lecz w tym przypadku nie podniosłam w żaden sposób rekordowej poprzeczki czasu wychodzenia z toksycznej relacji.

Beti..."Ty jesteś jak zdrowie,
ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie
kto cię stracił."

Przetworzyłam te słynne słowa naszego wieszcza Mickiewicza na poczet dowartościowania samej siebie, w kilka sekund po ujrzeniu takiego widoku. Tak, straciłam siebie....

Studiowałam malarstwo(między innymi) i byłam pewna, że znam i rozumiem obrazy Pabla Picasso. Owszem, rozumiałam, ale inaczej.
Taki widok zobaczyłam we własnym lustrze krótko po upadku królestwa przemocy. Niby to ja, ale bardzo poćwiartowana, chaotycznie poskładana....tak byle jak do "kupy". Zastanawiałam się nad przyczynami i sposobami powrotu do swojego normalnego wizerunku(takiego rozpoznawalnego przeze mnie- patrz-> wizytówka profilu g+).
Psychofag zabrał mi urodę, iskrę życia i energii w oku, wiarę w siebie, powalił na łopatki cały mój świat. To niepodważalny wynik emocjonalnego znęcania się i wykorzystywania. Okrutny obraz efektu zanikającej indywidualności i nierównej walki. TAK, ale.....faktem również niezaprzeczalnym jest to, że sama mu na to pozwoliłam pod przykrywką iluzji miłości, którą mnie karmił systematycznie przez długi czas.
Pierwszy miesiąc cholernie wolnego i pustego czasu przyniósł wiele emocji- złości, gniewu, nienawiści, rozgoryczenia, łez, koszmarnych wspomnień wzbudzających w tym czasie obrzydzenie, pogardę i wreszcie pożałowanie- pożałowanie najpierw samej siebie i zmarnowanego czasu/życia, potem psychofażej psychiki(gdy nadszedł czas analizy). Najpierw dotarło do mnie z kim tak na prawdę miałam do czynienia i jak głęboko problematyczny jest ten temat w każdym społeczeństwie(niezależnie od kraju, religii, mentalności obywateli i zasobności ich portfeli). Bezsenne noce, ogrom wolnego czasu, który teraz dostałam od "losu" w prezencie(tak, byłam wdzięczna za to, co się stało, bo zrozumiałam powagę niebezpieczeństwa) wypchałam czytaniem, zbieraniem wiedzy fachowej na temat przemocowców i sposobów powrotu do życia po takich przejściach. W pierwszej kolejności dotarło do mnie, że mój "król" wcale nie jest inny od reszty zakochanych w przemocy królów. Potem poszło już taśmowo- poszukiwanie prawdy o tym jedynym(ironia). W ciągu tego miesiąca prawda wychodziła na jaw jakby sama, bez mojego większego udziału. Dostawałam maile i wiadomości od innych kobiet, byłych i obecnych kochanek, wyłapywanych przez niego na jednym z portali randkowych. Nagle wszystko zaczęło układać się w jedną, bardzo logiczną całość, choć skompletowanie wszystkich puzzli wymagało trochę dłuższego czasu i bardziej skomplikowanego zabiegu, na który wtedy nie byłam jeszcze gotowa.

Stał się CHAOS- wszędzie.
Górowały wciąż silne wspomnienia. Zasypiałam i budziłam się z tymi wspomnieniami w głowie. Często przeobrażały się w koszmary w snach i na jawie. Im dłużej to trwało, tym dalej cofałam się do początków naszej znajomości. Wciąż nękały mnie potężne stany lękowe i ataki nerwowe, jednak mózg zaczynał z wolna pracować inaczej- analitycznie. Bardzo chłodne analizy wszechobecnych wspomnień wykazujące stopień podłości, wyrachowania i użytej przemocy wobec mnie całkiem szybko wykreśliły niekontrolowaną chęć powrotu z mojej głowy, chociaż na tym etapie nie było mowy o wyzdrowieniu. Logika twardo ustaliła, że nie ma opcji powrotu i tego musiałam się konsekwentnie trzymać. Jednak, jak każdy narkonam- miewałam chwile dramatyczne- tęsknota za okruchami czułości, za rozmowami, konwulsyjny ból, wymioty bez powodu, łzy, krzyk do poduszki, krzyk w zamkniętym samochodzie i wiele innych.. Na szczęście mój logiczny rozum już wtedy nade mną czuwał i za każdym razem, gdy nachodziła mnie chęć wysłania do niego smsa/wiadomości/maila- nachodziło mnie jednocześnie pytanie: "i co mu powiesz?" lub "co chcesz uzyskać?" Wiedziałam już wtedy, że jestem łatwym łupem dla niego i że tak na prawdę ten etap walki jest najważniejszy- by wrócić do normalnego życia. Im więcej pojawiało się wątpliwości w moim sercu, tym częstsze były pragnienia skontaktowania się, wyłuskania choć jednego czułego słowa.
Utworzyłam sobie sekretny folder w moim komputerze i tam składowałam myśli skierowane do mojego psychofaga, listy pełne niecenzuralnych słów, agresji i pretensji, żalu, nienawiści, prób zrozumienia, pragnień, wyrazów bolesnej tęsknoty itp. Listy, których nigdy nie wysłałam. W tym czasie zaczęłam pisać na tym blogu temat ZWIĄZEK TOKSYCZNY, który był moim odruchem i pragnieniem zwiększenia świadomości, sposobem ochrony i dostarczenia wiedzy dla wszystkich pokrzywdzonych i zainteresowanych- plagą/epidemią ukrytej socjopatii społecznej naszej ery. 

I tak zaczął się trudny i zarazem przepiękny proces AUTOTERAPII.
Publikacje przyprowadziły do mnie osoby związane z tematem, osoby, które były w stanie mnie rozumieć, pojawili się nowi znajomi, ale temat psychofaga wciąż regularnie spływał z szarych komórek. Bardzo starałam się niezamęczać nikogo moimi doświadczeniami, gdyż wiedziałam, że osoby związane z tematem mają również swój bagaż na plecach. Potrzebowałam skuteczniejszych metod autoterapii. Odczuwałam już zbyt duże zmęczenie tematem i szukałam dróg zmiany myśli, uczuć, uporządkowania tego wewnętrznego chaosu. Gdy prosisz/szukasz pomocy- zawsze ją znajdziesz.
 Jedna z moich przyjaciółek zaproponowała przeczytanie fantasycznej książki Louise L. Hay "Możesz uzdrowić swoje życie". Znalazłam tam podstawy i wiadomości bardzo pomocne w moim chaotycznym stanie i sama podjęłam próbę uleczenia psychiki, zaczynając...........od przeszłości. Rozpoczął się czas intensywnej walki o życie, zmiany i zrozumienie, intensywny czas wybaczania samej sobie i wszystkim oprawcom, którzy w jakikolwiek sposób skrzywdzili mnie w przeszłości. Mój psychofag też do niej już należał, ale wybaczenie niestety nie nadeszło tak szybko. Wykonując kolejno zalecane przez Louise ćwiczenia(z bardzo szczerym i poważnym podejściem do tematu) doznałam szokującego olśnienia.

"Każdy z nas jest w stu procentach odpowiedzialny za wszytsko, co go w życiu spotyka".
Zasada działania podświadomości jest prosta. Podświadomość ZAWSZE realizuje wzorce naszego życia, które mamy zakodowane z przeszłości- wyniesione z domu, skonstruowane w czasie dorastania. Prawo przyciągania jest tym samym działaniem podświadomości, bazującym na uczuciach związanych z nabytymi wzorcami. A to oznacza, że bez kontroli i bez świadomości realizujemy "szablon" życia w rodzinie/związku/ relacjach międzyludzkich, który z jakiś powodów został skrzywiony X lat temu.
Pochodzę z tak zwanego "dobrego domu", jednak zdałam sobie sprawę, że mam wpojony obraz/syndrom ofiary i już mój pierwszy związek(pierwsza miłość) był związkiem toksycznym. Następne analizy doprowadziły mnie do jeszcze gorszych odkryć. Przez cały czas powielałam nieświadomie te same relacje z przemocowcami i dopiero teraz uświadomiłam sobie, gdzie leży problem. Po takim odkryciu zaczął się proces porządkowania wewnętrznego domu. Uczyłam się, jak wyrzucać z niego śmieci, tak by już nigdy nie wracały, jak zmienić wszystkie stare wzorce i przekonania, by nie miały już wpływu na moje życie, jak myśleć i czuć, by stworzyć nowe wzorce i nowe życie?
W czasie tych porządków pojawili się również kandydaci na nowych partnerów, jednak potwierdzili oni tylko fakt funkcjonowania jeszcze tych starych wzorców. Każdy z nich(chętnych kolegów) już na wstępie okazał się kolejnym okazem psychofażego gada, nawet bardziej agresywnym od tych poprzednich(moich partnerów). Oni również przysłużyli się do opisywanej charakterystyki psychofażych zachowań w tym temacie(poprzednie artykuły). Ich obecność zmotywowała mnie do pracy nad sobą, do intensywności ćwiczeń mających na celu zmianę tych starych wzorców. Oni pojawili się na moment(po pierwszym kontakcie- zablokowani) i stali się niewidocznym wyznacznikiem procesu odnowy....psychologicznej.
Nie ma opcji realizacji wymarzonego celu/związku/ spełnionej miłości/ szczęśliwego domu(i co tylko można sobie wymarzyć) bez zmiany tych skrzywionych, starych wzorców, zakopanych głęboko(przez nas samych) w naszej podświadomości! Niestety- konieczne jest wyciągnięcie ich ponownie na światło dziennie i "skuteczne ubezwłasnowolnienie", unieważnienie, zniszczenie ich- jeśli się na prawdę pragnie spokojnego, harmonijnego życia....z właściwym partnerem!
Syndrom ofiary niesie podświadome przyzwolenie na wykorzystywanie(między innymi) i wcale nie oznacza, że chcemy być wykorzystywani. Ok, chcemy, jeśli nie chcemy tego zmienić, chcemy, jesli nie mamy odwagi tego zmienić, chcemy, jeśli jesteśmy tego nieświadomi i nie możemy się przeciwstawić. Zawsze mamy wolny wybór.
Podjęcie tego wyzwania oderwało mnie od tematu psychofaga, od wspomnień i analiz. Powracały coraz rzadziej i wywoływały coraz chłodniejsze emocje i uczucia, aż całkiem przestały działać. Kontrolowanie myśli również przyczyniło się do stopniowego blaknięcia przeszłości.
Zaczęłam nabierać gotowości do świadomego powrotu!

MIESIĄC PRAWDY.

Wszechświat zaczął mi sprzyjać, przysłał mi wszystko, co potrzebowałam do przeprowadzenia śledztwa. Zaufany haker przewertował profile mojego pana w internecie, jego skrzynkę mailową(jakież szczęście- facet kolekcjonował stare wiadomości od kilku lat- pewnie też forma jakiegoś nałogu). Otrzymałam grubą księgę dokumentującą na papierze iście "gwiezdne" historie podbojów galaktyk karierowych i seksualnych mojego pana. Facet nie przebierał ani w środkach, ani w słowach. Zawsze i dla każdej ofiary stosował te same zagrywki, manipulacje, ale wyczytałam również, że niestety często wąchał zapach porażki(nic dziwnego, prawda?). Tak jak wcześniej, momentami pojawiały się wątpliwości, co do mojego "wyroku" i diagnozy psychofaga, tak po analizie tej pięknej księgi- wszystkie zniknęły!
Rozmowa z członkiem rodziny psychofaga przyniosła jednak decydujący moment. Chwila prawdy! Moje małżeństwo zostało zmanipulowane. Mój Pan miał cały czas "stałą" dziewczynę(rzekomą kuzynkę, z którą tak intensywnie wymieniał się sex zdjęciami w czasie trwania naszego związku, która utrzymywała go i w imię chorej miłości była zmuszana do tolerowania zdrad i chorych ambicji swojego "chłopaka". Muszę dodać,że ona została zmuszona przez niego do pokrycia wszystkich kosztów naszych zaślubin!!!). Mój związek z psychofagiem miał być tylko krótkim epizodem, który miał się zakończyć wraz z zajęciem mojej pozycji i miejsca w moim życiu, pracy i przejęciem mojej kariery. Pan marzył o działalności politycznej i biznesowej, do której ja miałam i możliwości i dojścia. W planie było również zajęcie mojego domu i wykluczenie mojej rodziny. Jego rodzina została bardzo dokładnie poinformowana o biznesowym charakterze naszego małżeństwa, a jego dziewczyna i inni członkowie jego rodziny mieli obiecane kariery u boku psychofaga. Zostałam poproszona o wybaczenie, osoba, która mi to wszystko powiedziała też została oszukana i okadziona przez tego samego psychofaga. Z kolejnych napływających do mnie informacji bieżących(od hakera) wyczytałam, jakie jest aktualne położenie i sytuacja pana psychofaga. Wrócił do łoża swojej kochanej dziewczyny(również do jej mieszkania, pieniędzy i życia),wciąż nieustannie poszukując nowych ofiar i kolejnych okazji do zdrad...Wyciąg zapisu jego rozmów telefonicznych, zdjęć i wiadomości, zapisanych w pamięci mojego telefonu, którego używał, był tylko potwierdzeniem słów, które do mnie dotarły. Tym razem cieszyłam się, że psychofaże zabawy w miłość i dojenie "dawcy" już mnie nie dotyczą.
Jednak nie byłam pewna tak do końca, jak mam na to wszystko reagować, a w środku kolejno pojawiały się uczucia żalu, obrzydzenia(tak do siebie, jak i do mojego psychofaga i jego dziewczyny, którą znałam osobiście), potem nadeszła wdzięczność i na samym końcu najprawdziwsze wybaczenie- uczucie wolne od urazów i gniewu. Przyjęcie prawdy "na klatę" wymagało odwagi zaakceptowania chorej sytuacji, która zdarzyła się w przeszłości i której już nie mogłam zmienić.
W końcu nastąpił przełom, który w efekcie spowodował, że chaotycznie poćwiartowane części ciała i ułożone w wymowny obraz Pabla Picasso zaczęły wracać na swoje właściwe miejsce, by znów tworzyć prawdziwy obraz silnej kobiety w moim lustrze.

"Dziś piękność twą w całej ozdobie
widzi i opisuje, bo tęskni po tobie."

Mam nadzieję, że naród mnie nie zlinczuje, za przetworzenie słów Mickiewicza, które tu stwierdzają fakt.... i akt żalu.....utraconych OKAZJI ;) i które stały się zapłonem wielu afirmacji dowartościowania nowej MNIE.

To jeszcze nie koniec tematu. Właśnie teraz pojawiają się aspekty zasad wychodzenia z podniesioną głową ze związku toksycznego, tak, aby już nigdy nie pchać się w kolejny tym podobny, ale o nich w następnych odcinkach :)

Uśmiechniętego weekendu :)

Komentarze

Popularne posty